poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Obóz taneczny Viverso

Dzień 1
Hej, dzisiaj pierwszy dzień obozu. Było bardzo stresująco ale wracając do początku. Zbiórka była o 9 pod teatrem w Rybniku, na miejscu w Murzasichlu byliśmy o 16, zostaliśmy przydzieleni do pokoju, byłyśmy w 5 w pokoju, dostaliśmy trochę czasu na rozpakowanie się i poszliśmy na obiad a po nim pierwsze zajęcia po których instruktorzy mieli sprawdzić nasz poziom zaawansowania i przydzielić do odpowiednich grup. Co było ogromnie stresujące, wyglądało to jak jakiś casting, stały ok 4 instruktorki które zapisywały każdy twój ruch. Wszystko w czasie ok. 15 min na jazz i balet, byłam tak zestresowana ,że prawie nie mogłam ustać na releve ( wysoko na palcach )  na szczęście jedyna dostałam pochwałę dotyczącą mojego rozstawienia kości biodrowych haha według kadry powinnam już siedzieć w szpagacie szerokim co zmotywowało mnie do większego ćwiczenia tego szpagatu. Później odbyła się kolacja i zebranie gdzie oficjalnie przedstawiono nam kadrę, regulamin obozu i to w jakich jesteśmy grupach, trafiłam do grupy średniozaawansowanej.

Dzień 2
Pobudka o godzinie 8.00 wstałam trochę wcześniej... o 8.30 rozruch czyli taka poranna rozgrzewka, później śniadanie i pierwszy blok zajęć jakim był latino jazz. To było moje pierwsze zetknięcie z tym stylem i chyba szło mi nie najgorzej skoro pani mnie pochwaliła i powiedziała ,że jakby były punkty to tylko ja bym dostała ( w zeszłym roku na obozie były wpisywane punkty ) potem chwilka przerwy i drugi blok zajęć czyli hip hop, nie było źle, lubię hip hop ale traktuję to bardziej jako zabawę i przerwę od sztywnych zasad na jazzie czy klasyce. Obiad przerwa i właśnie... klasyka, na szczęście z jedną z moich ulubionych pań. Kolacja a po kolacji zabawy integracyjne gdzie jedna z zabaw polegała na zaufaniu jedna osoba ma zamknięte oczy a inni robią wokół niej ciasne koło i mogą tą osobę popychać podawać sobie a nawet podnosić i biegać po całej sali. 

Dzień 3 
Obudziłam się z zakwasami ale jeszcze nie było tragicznie. Standardowo 8:30 rozruch i śniadanie. Potem zajęcia o nazwie " eksplorowanie percepcji " polegały one na tym że jedna osoba ma zawiązane oczy przez 30min a druga prowadzi ją tylko głosem, można było wychodzić nawet do sklepu czy wejść innym grupom na zajęcia. Kolejne zajęcia to akrobatyka, było ciężko jak to na akro bywa ale to takie pierwsze zajęcia, trochę siłówki i mieliśmy się pochwalić tym co potrafimy robić aby pan zobaczył co może z nami ćwiczyć i kto jest na jakim poziomie. Potem obiad, przerwa i kolejne zajęcia czyli Modern & Contemporary czyli po prostu taniec współczesny a na koniec okropne zajęcia przynajmniej w moim odczuciu bo inne osoby mówiły ,że to im się najbardziej podobało. Mianowicie skoki...wszystko by było fajnie gdyby nie to że były one na dworze w butach, na trawie i na pełnym słońcu w czasie kiedy to pani wygrzewała się na słońcu a my mieliśmy skakać.
Codziennie odbywa się rozciąganie lub rozluźnianie które jest zawsze przed kolacją a potem roztańczenie zamiast wczorajszej integracji które polegało na tym że mieliśmy 2h na sali dla siebie do pracy nad swoim materiałem typu solówki, etiudy itp

Dzień 4
Dziś bowiem nastał kryzys... wszyscy ledwo się ruszali a my od rana ruszyliśmy z akrobatyką potem klasyka, obiad, przerwa i zebranie na sali bo obozowiczka miała urodziny, śpiewaliśmy sto lat i zostaliśmy poczęstowani tortem. Na szczęście dostaliśmy przerwę na regenerację, potem jazz na którym mieliśmy elementy tańca afrykańskiego który może i o dziwo dobrze mi wychodził haha. Wieczorem rozluźnianie, dobraliśmy się w pary i robiliśmy sobie masaże ze wskazówkami instruktorki i do relaksacyjnej muzyki. Na koniec znów roztańczenie czyli wolna sala dla nas gdzie pracowaliśmy nad etiudą bo została wywieszona rozpiska na kiedy ma być gotowa ( zostały nam 4 dni ) 

Dzień 5 
Pomijając już pobudkę, rozruch i śniadanie zaczęliśmy od jazzu po nim od razu akrobatyka na której już zupełnie nie miałam siły a moje biodro i nadgarstki odmawiały posłuszeństwa więc musiałam na chwilę usiąść. Ciągle czułam się jak flegmatyczna galareta, lub jak to u nas mówią jak " nimfa błotna ". Wieczór natomiast był niesamowity, był quiz wiedzy o wszystkim, przydzielono nas w wymieszane wiekowo grupy i dostaliśmy kartki z długopisami, mieliśmy odpowiadać na pytania związane z tańcem, obozem a nawet hitami zeszłorocznego obozu. Były zadania typu opisz prawidłowe wykonanie pas de bourree, czy kto jest najmłodszym/najstarszym uczestnikiem obozu. Najlepsze w tym jednak było to co działo się pomiędzy pytaniami, każda grupa musiała odgrywać scenki takie jak, przedstawienie bloku zajęć jakiegoś instruktora czy losowanie karteczek z scenkami do odegrania gdzie nam np trafiły się wyścigi konne. Była przy tym masa śmiechu.

Dzień 6
Oczywiście na początek rozruch na którym za każdym razem jest co innego, czy to zwykłe ćwiczenia czy wręcz weselne zabawy a nawet śpiewanie. Tak jak właśnie dzisiaj śpiewaliśmy orki z majorki które były hitem obozu w zeszłym roku, śpiewaliśmy to na cały głos chodząc po cały ośrodku i pod pokoje kadry aby ich obudzić. Dostaliśmy 2h odpoczynku po śniadaniu a potem jazz obiad i rytmika wyciągnięta trochę z przedszkolnych zajęć ale przecież jest to tancerzom bardzo potrzebne więc cieszyłam się ,że nam to przypominają. Później klasyka, rozciąganie, kolacja oraz pokaz mody który przygotowały dla nas dzieci, później roztańczenie na którym zrezygnowałam z mojej lirycznej solówki nad którą pracowałam do tej pory i zaczęłam szukać jazzowych piosenek do nowej solówki.

Dzień 7 
Właśnie minął tydzień, a ten dzień był dla mnie wyjątkowo męczący i to akurat nie z powodu zmęczenia czy dużej ilości bloków zajęć. Otóż źle się czułam, na obozie był jakiś wirus gdzie po kolei każdy lądował w łóżku. Na pierwszych zajęciach z modernu było jeszcze ok, a nawet dostałam pochwałę, potem był latin jazz na którym w połowie musiałam usiąść a na kolejne zajęcia z jazzu już nawet nie poszłam i zostałam w pokoju z moją przyjaciółką która też choruje, Jutro mamy wycieczkę do aquaparku na którą pewnie nie pojadę ale zobaczymy jak będę czuła się jutro. Wieczorem odbyła się nauka kręcenia piruetów na którą byli zaproszeni tylko niektórzy tancerze w tym ja ale nie mogłam brać udziału z powodu złego samopoczucia.

Dzień 8
Czuje się już lepiej, w zasadzie boli mnie tylko gardło. Ale zostaliśmy wzięci do przychodni, gdzie na szczęście wyszło że jestem zdrowa i dostałam tylko tabletki na gardło i coś na ból głowy. Z czego się ogromnie cieszyłam bo mogłam wrócić do ćwiczeń i przede wszystkim jechać do aquaparku w Zakopanem, zjeżdżałam z 3 zjeżdżalni z czego jedna największa prowadząca na dwór, ja i pare dziewczyn musiałyśmy robić przysiady na basenie kiedy pytaliśmy za co to podobno w nagrodę haha. W basenie jak to tancerze nasza kadra robiła podnoszenia, inni skakali szpagatami do wody itp
także już wszyscy wiedzieli że przyjechali tancerze. Po basenie wróciliśmy do ośrodka gdzie mogliśmy zamówić pizze, po złożeniu zamówienia przyszedł czas na etiudy teatralne. Moja grupa przedstawiała śpiącą królewnę gdzie grałam jedną z trzech dobrych wróżek.

Dzień 9 
Ten dzień z początku wydawał się być tym najgorszym, plan pokazywał dwa jazzy, akrobatykę i siatkówkę tancerze vs kadra. Okazało się że nie było tak źle, po rozruchu pierwszy jazz na którym było samo rozciąganie przez co zaczęła wracać moja kontuzja sprzed pół roku, kolejny jazz skupiał się na piruetach, następnie akrobatyka na dworze były to dla mnie bardzo bardzo wyjątkowe zajęcia ponieważ pierwszy raz zrobiłam salto machowe! co prawda przerzucał mnie pan ale od czegoś trzeba zacząć, mówi on że bez problemu mogę już skakać machowe nawet z miejsca ale jestem lamą haha a tak na prawdę muszę jeszcze ćwiczyć wybicie. Miała być siatkówka ale padał deszcz i była burza, więc zamiast tego ( na szczęście ) zrobili nam " chmurkę" która polega na tym że idziemy na salę z kołdrami i poduszkami, leżymy z zagaszonym światłem i zamkniętymi oczami a pani mówi nam co mamy sobie wyobrażać, było coś typu wyobrażania sobie siebie samemu na tej sali, że mamy poczuć ciężar naszego ciała, zobaczyć jego ułożenie, oderwać sie od podłogi i przenosiliśmy się w różne miejsca. Było to bardzo odprężające i przyjemne, w pewnym momencie zasnęłam z resztą nie tylko ja a kiedy się obudziliśmy robiliśmy wielką bitwę na poduszki nadal z zagaszonym światłem.

Dzień 10
Zostały 4 dni do wyjazdu, dziś wieczór występów grupowych, moja grupa do występu składała się z 5 osób i postawiłyśmy na styl współczesny, a tak to dzień obył się bez większych atrakcji był jazz, przerwa, hip hop, klasyka z nową instruktorką, zawodową tancerką, absolwentką szkoły baletowej w Łodzi. Więc te zajęcia klasyki były na o wiele większym poziomie potem rozluźnianie i konkurs etiud grupowych, według mnie mogłam się bardziej postarać bo niepotrzebnie się zestresowałam ale wyszło w porządku.

Dzień 11
Od rana ten dzień był wielkim zaskoczeniem, jak zawsze poszliśmy zerknąć na wywieszony plan dnia który tym razem wyglądał inaczej bo był zaszyfrowany np. poranny rozruch nazywał się " krew, pot i łzy " a obiad " łyżka, widelec, nóż" to jeszcze było łatwo się domyślić bo to jest zawsze i nawet bez nazw wiemy ,że to będzie jednak bloki zajęć również miały swoje nazwy np akrobatyka to " siła, dynamika, odwaga "  a " kubek, rytm, dźwięk " to rytmika, tym razem na rytmice graliśmy kubkami. Była też przerwa na regenerację o nazwie " leżenie tyłem " a wieczorem " szaleństwo, kolory, kreatywność " była to tak zwana fryzuriada, w parach czesaliśmy się dodając różne niecodzienne akcesoria a na koniec malowaliśmy się farbkami do twarzy.

Dzień 12
Kolejny zaszyfrowany dzień, tym razem bajkowo. Bloki zajęć były napisanie postaciami z bajek które były podobne z charakteru lub wyglądu do naszej kadry a jak już się domyślimy o kogo chodzi to wiadomo jakie to będą zajęcia np. pani z klasyki została zapisana jako Merida Waleczna, pan z akrobatyki został Ralfem Demolką a pan z jazzu to Piotruś Pan. Mieliśmy aż 5 bloków zajęć które były właściwie w zupełnej ciszy nie licząc muzyki. Cała kadra była pomalowana na mimów i nic nie mówiła, zachowywali się jak mimowie przez cały dzień, dla niektórych musiało to być wyzwanie haha ale zajęcia były bardziej ciekawe dzięki temu... wieczorem solówki. W końcu zrobiłam solówkę w stylu jazzowym i tańczyłam jako druga, często jestem niezadowolona ze swoich występów i teraz wiem że mogłam dać z siebie więcej bo zepsułam skoki i piruety.

Dzień 13
Ostatni dzień... zaczyna się robić smutno. Przynajmniej obyło się bez szyfrów na planie. W trakcie dnia było dużo zajęć głównie przygotowujących nas do wieczornej gali finałowej pokazującej co zrobiliśmy przez cały obóz i jak się rozwinęliśmy, mieliśmy zatańczyć wszystkie układy które przygotowała każda grupa na zajęciach z kadrą, nam trafiły układy z latin jazzu, hip hopu i jazzu. Wieczór był dla mnie niesamowity ponieważ od kadry dostałam bardzo ciepłe słowa które przed galą podbudowały moją pewność siebie dzięki czemu tym razem jestem dumna z tego jak na gali zatańczyłam. Mianowicie zostaliśmy zawołani na salę gdzie dostawaliśmy bordowe koszulki z napisem " Murzasichle 2016 letni obóz taneczny " każda osoba musiała wejść do koła zrobionego przez kadrę gdzie została omawiania ja dostałam takie słowa jak " uwielbiam cię ", " więcej pozytywnej energii, bo pierwszy raz widzę jak się uśmiechasz ", " uwielbiam to jak tańczysz ", " masz ogromny potencjał i możesz zajść baaardzo daleko ". Później szybkie przygotowane się do gali i zaczynamy... tańczę 12 lat a nigdy tak dobrze nie czułam się tańcząc na scenie, było niesamowicie.

Dzień 14
O 8.30 zaczęliśmy znosić walizki na dwór, poszliśmy na śniadanie gdzie dostaliśmy też prowiant a potem na sale, gdzie było kilka słów na zakończenie, po czym każdy był uściskać kadrę, usłyszeć kolejne miłe i szczere słowa oraz dostać prezent jakim była bransoletka z baletniczką i puentą, uwielbiam tą bransoletkę nie tylko dlatego ,że jest po prostu śliczna ale dlatego że będzie mi przypominała o tym jak bardzo rozwinęłam się na obozie i to jak inni we mnie wierzą. Kiedy ją dostałam i usiadłam na miejsce nie potrafiłam zatrzymać łez, które były równocześnie ze szczęścia jak i smutku że to koniec tego obozu. 


 Co prawda obóz jest z mojego studia i z częścią kadry zobaczę się we wrześniu. Nasz obóz " viverso " to połączenie dwóch studiów z Rybnika i Kielc, vivero i verso, będzie mi brakowało osób z Kielc tak jak tych wszystkich przygód i całych dni przepełnionych tańcem.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥